Docieramy powoli do granicy z Czarnogórą, jednak zanim spotyka nas to szczęście GPS (vel. Janina) po raz kolejny kapryśnie zwiedza. Wyprowadza nas w góry. Ale nie byle jakie góry... Takie góry, że bliska byłam załamania, kiedy na pionowo w górę pnącej się drodze, wyłaniał się zakręt za zakrętem. Samochód załadowany, wciąż na pierwszym lub drugim biegu... myślę sobie "co go trzyma przed stoczeniem się w dół". Mija kilka godzin. My pokonujemy śmieszne 20 czy 30 km... Ale w końcu docieramy do drogi krajowej. I od tej pory jest tylko z górki. Dosłownie... Przed nami kanion Tary... i zachód słońca. Za barierką pewnie z 1500 m przepaści... Widoków nie da się zapomnieć...
Zapada zmrok... docieramy do Czarnogóry. Wszędzie płoną lasy, jest tak gorąco. Jest pięknie... Przed nami jakieś 150 km do morza... Wszystko nas boli, mózg paruje...
Docieramy do wybrzeża. Przwżywamy apartamentowe harakiri (nie polecam poszukiwania apartamentu o 24:00) i w efekcie nocujemy na parkingu ( a nieopodal huczne Czarnogórskie Disco z muzyką rodem z Disco Czarnogóra, kto nie słyszał nie zrozumie) Wczesnym rankiem podrywamy się, bez większego planu ruszamy w drogę, z marzeniem znalezienia miejsca w którym można by zostać. Marząc już tylko o prysznicu... O miękkim łóżku. I dzięki Bogu udaje się :)
Osiedlamy się w Barze.
Kilka kadrów z wyprawy do Ulcinji. Stare miasto i jedyna na całym Czarnogórskim wybrzeżu 15 km piaszczysta plaża. Czy wspominałam, że płatna ? A bo właśnie płatna, i nie myśl sobie, że cię nie przyuważą. Zawsze znajdzie się jakiś "yellow bermuda guy" który zedrze z ciebie myto za ten twój metr kwadratowy jaki zajmujesz. Ale co tam... piasek pod stopami - bezcenne !
I wyprawa do Kotoru. Pięknie pięknie pięknie... Stare po weneckie miasteczko. Tam właśnie w marzeniach układam już plan sesji ślubnych.... Trzeba jeszcze znaleźć śmiałków...
Nie może zabraknąć Swiętego Stepanka.
I już z powrotem na naszej niemalże prywatnej plaży. W Barze.
I to już koniec naszej wyprawy... Nie da się opisać 10 boskich dni nic nieróbstwa, pysznego jedzenia, litrów wina z okolicznych winnic. Może warto by wspomnieć gościnność Czarnogórców. I brak wszechogarniających Polaków, Niemców, Francuzów etc. Łatwiej pisać o zdarzeniach niż przeżyciach. Mam nadzieję wrócić tam za rok...
piękniusio tam, zdjęcia cudowne, a szczególnie to z kotkiem :)
OdpowiedzUsuńehh, rozmarzyłam się, ja tam chce wrócić!!!
OdpowiedzUsuńa tak na marginesie, to jedno zdjęcie jest mojego autorstwa, czyli mój debiur tutaj :D a krzyczałaś że krzywo :P
widzisz ledwie zadebiutowałaś, a już cię publikują :) oj też chcę wrócić... najlepiej już, od razu...
OdpowiedzUsuń